Maj

Maj
Henryk L. Rogowski

poniedziałek, września 17

Sroga nauczka

Gdy zostawał zając w domu, sam na kilka godzin.
Słuchał porad mamy, a tak naprawdę udawał, że go nie obchodzi.
Myśli sobie, co tam matczyne gadanie.
Sam będę siedział w domu, to co się wtedy stanie.

A mama mówiła, bądź synku przezorny.
Ani na chwilę nie odchodź, od tej twardej normy.
A normą dla dzieci - drzwi nie otwieranie.
Nikomu, ale to nikomu - kto za nimi stanie.

Bo widzisz synku są różne przypadki.
Zabrali orzechy od naszej sąsiadki.
Mała wiewiórka, ta Kasia - drzwi otworzyła.
I rodzina zapasów na zimę się pozbyła.

Widzisz synku, brak uczciwości.
I coraz więcej z nas, żyje w podłości.
Zazdroszczą zwierzaki, jeden - drugiemu.
Tak jak w zeszłym tygodniu Azor - Buremu.

Ten drugi do drzwi zastukał na skraju lasu.
Pukał nie głośno, by nie narobić hałasu.
Kto tam? - zapytała Fredka.
Proszę otworzyć - tu pogotowia karetka.

Fredka otworzyła, a ten cap ją - Boże drogi!
I Azor biegł za nim, ale zmęczył nogi.
Więc Bury mu umknął, siadł na polanie.
I zaczął do niej mówić, tak na powitanie.

Przechytrzyłem cię Fredko - nie słuchałaś mamy.
Teraz co do ciebie mam takie plany.
Skoroś mamy nie słuchała - zjem cię na śniadanie.
Jest was dużo w rodzinie, więc się nic nie stanie.

Ciebie i Azora nauczyłem rozumu takiego.
Ciebie, boś gapa, a czego nauczyłem jego?
Jego chyba nauczyłem, by pilnie słuchał mego wywodu.
Tego, by już więcej nie zaznał on głodu.

Ale czy on posłucha, tak jak ty mamę swoją.
Mam wątpliwości, choć Ona ostoją.
Ostoją ciepła, serdeczności.
Słuchajcie wszyscy mamy - niech się Ona nigdy nie złości.

Bo i ja mam mamę - rzekł Bury.
Czasem i Ona krzyczy do mnie - jesteś jak bies!
Ale ja mogę sobie na to pozwolić -
bo ja jestem pies.

Fredka zlękniona, przypomniała sobie inne słowa mamy.
Gdyby cię córko porwał pies - uciekaj do jamy.
Wykorzystaj chwilę, on w jamę nie wejdzie, bo duży.
Postoi, poszczeka, a gdy już się znuży.

Odejdzie, lecz ty znów nie ufaj nikomu.
I najlepiej przeczekaj, nim wrócisz do domu.

Ale jak mu uciec? - myśli Fredka, kiedy on mocno trzyma.
Trzeba go połechtać - innego sposobu nie ma.
I złapała Burego za oba boki.
A ten zanim ją puścił - robił śmieszne podskoki.

Ale gdy uścisk zwolnił na tyle.
Nie było już Fredki, zostały tylko wspomnień chwile.
A wieczorem, gdy wróciła ona stroskana do domu.
Nie mówiła siostrą, ani nikomu.

Tylko mamie -
Wiesz, nie otworzę już nigdy drzwi.
Teraz już wiem - jak podłe są psy...

Seven...







Brak komentarzy: